wtorek, 7 października 2014

O powołaniu kobiety


            Od dawna chciałam napisać o powołaniu...  Jako Żona nie raz zastanawiałam się jaka jest rola kobiety w Małżeństwie. Jaka jest rola kobiety w ogóle. Moim zdaniem kobieta powinna czuć się szczęśliwa, być spełniona w tym, co robi. Myślę że każda z nas powinna sama w swoim sercu odkryć ten niepowtarzalny zestaw cech, którymi została obdarzona, a który czyni nas jedynymi takimi osobami na całym świecie! Odkryć ten „sweet spot”, o którym mówi Max Lucado w książce „Wieloryb nie może latać. O sztuce stawania się sobą”. Sweet spot - czyli takie miejsce, takie powołanie (lepiej nie można tego ująć) w którym robimy to, co lubimy robić. Na dodatek robimy to dobrze, w sposób jaki lubimy, pracując w warunkach, które nam odpowiadają i z ludźmi, czy też nad sprawami, rzeczami, które nas cieszą. A wszystko to robimy na chwałę Boga, wypełniając w pełni Jego plan.
                Poszukiwanie swojego powołania dotyczy nas wszystkich, ale my kobiety mamy szczególną rolę, bo namacalnie to właśnie w nas dokonuje się cud stworzenia... I czy tego chcemy, czy nie, gdzieś w naszych sercach, pod całą warstwą zranień i maską naszej obojętności – kryje się głęboko wpisane przez Boga powołanie do Macierzyństwa. Macierzyństwa, które dzisiaj jest z wielu stron szykanowane. W tym miejscu mam na myśli nie tylko to najbardziej widoczne – macierzyństwo fizyczne, ale także to duchowe oraz cały zestaw cech charakteru, który sprawia, że naturalnie potrafimy być Mamami. Potrafimy „matkować”, czyli opiekować się, pouczać, odnosić się z łagodnością do drugiego człowieka, poprawiać itd.…
                Mam wrażenie, że wiele osób chce zaprzeczyć tym wszystkim kobiecym predyspozycjom. Tak skutecznie wmawia się nam, że macierzyństwo nie jest wcale powołaniem kobiety, że same zaczynamy w to wierzyć. Coraz częściej mamy wyrzuty sumienia, kiedy nie chcemy iść drogą kariery  i być „kobietą wyzwoloną”, ale właśnie zostać zwykłą (i niezwykłą!) Mamą i pozostać w domu z dziećmi. Nie wiem dlaczego, i komu tak bardzo jest to w niesmak, że próbuje się ten niezaprzeczalny fakt powołania kobiety do Macierzyństwa zniszczyć, zepsuć, zhańbić. Żeby to nie kojarzyło się nam z pięknem, z cudem, z miłością, ale z przykrym obowiązkiem? złamaną karierą? słabością kobiety? brakiem „prawa do własnego ciała”?
                Nie wszyscy, ale zbyt wielu pracodawców, zbyt wielu polityków, zbyt wielu ludzi, a w tym (co najgorsze!) zbyt wiele kobiet (!) utrudnia kobiecie bycie… kobietą - w pełni tego słowa znaczeniu. Teraz jakby wspiera się te kobiety, które chcą robić karierę i być niezależne, albo te kobiety, które nie chcą mieć dzieci. To się słyszy, że takie kobiety są wspierane i takie ich pragnienia do decydowania o własnym ciele, nazywane są całkowicie naturalnymi i ludzkimi. Tymczasem czyż nie każda z nas została stworzona właśnie w taki sposób, że może mieć dzieci (tylko kobiety mogą mieć dzieci, mężczyźni przecież nie)? I czy nie każda z nas ma w sobie wielkie pragnienie by ktoś się nią zaopiekował (tak często tłamszone)? Myślę, że kobieta ma w życiu zbyt wiele utrudnień i kolizji. Zbyt wiele kobiet jest rozdartych pomiędzy rodzinę a pracę. Zbyt wiele nie wie co jest ich powołaniem. Czas się tego dowiedzieć.
                Ja od dawna czułam powołanie do tego by być Żoną i Mamą. Bóg wpisał w moje serce właśnie takie pragnienia. Choć każdego dnia muszę je odczytywać na nowo. Jakie pragnienia wpisał jeszcze? Staram się wciąż je odkrywać. Myśląc nad swoim powołaniem zauważyłam z przykrością, że w mojej głowie tkwi jak drzazga taka myśl: „Że kobieta będąc mamą i opiekując się dziećmi w domu, nie może być spełniona. Że kobieta bez pracy zawodowej nie może się spełniać w domu.” To znacznie utrudnia mi cieszenie się swoim powołaniem i wypełnianie go. Skoro ja sama mam tyle wątpliwości, to czy inne kobiety (i mężczyźni troszczący się o swoje żony) mogliby ich nie mieć? Od ilu ja już osób słyszałam, kiedy mówię szczerze, że moim marzeniem jest być Mamą i wychowywać moje dzieci w domu – „A co jeszcze będziesz robić? Tylko to? Nie chcesz pracować? W dzisiejszych realiach musisz pracować jak chcesz mieć dużo dzieci. Z jednej pensji będzie wam trudno”. Te wszystkie słowa wypływają z troski, ale doprowadzają do sytuacji, w których nie chcę odpowiadać na pytania o przyszłość. Wolę zachowywać swoje pragnienia i marzenia dla siebie. I ciągle muszę walczyć z tymi wszystkimi wątpliwościami. Taki nieprzychylny świat. Szkoda. Bo na pewno jest więcej kobiet, które myślą i czują tak jak ja. Bo przecież bycie dobrą Mamą i pracowanie w domu nie jest gorsze ani łatwiejsze do wykonania niż wspięcie się na wysokie szczeble kariery zawodowej. I nikt nie mówi, że będzie łatwo, kiedy Twoim powołaniem okazuje się być Małżeństwo i Rodzina. Ja idę za tym, co w moim sercu wypisuje Pan Bóg. Gdzie jeszcze mnie poprowadzi…?




"Oto Ja posyłam anioła przed tobą, 
aby cię strzegł w czasie twojej drogi 
i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem"
Wj 23, 20





poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Kompot ze śliwki renklody - do słoików i nie tylko :)

Pierwszy raz przygotowywałam jakiekolwiek kompoty w słoikach, więc ciekawi mnie co też z tego wyjdzie zimą. Kompot jest bardzo prosty w przygotowaniu, a wyciągany do obiadków, gdy za oknem mróz – jak znalazł.


Śliwkę renklodę umyłam i co mniej dojrzałe (zielone) owoce włożyłam do dużych litrowych słoików. Nie wyciągałam tym razem pestek, ale można również przepołowić i wypestkować. Zapełniłam owocami nie do pełna, aby zmieściła się jak największa ilość płynu, bo kompot przygotowywałam głównie dla tego płynu, a nie dla owoców, których ze słoika i tak jakoś nie zjadam. Można zapełnić owocami po brzegi – ale tak, by potem woda przykryła całkowicie owoce. Owoce w słoiku zasypuję 3 łyżkami cukru. Jeśli słoik mniejszy to 2 łyżki cukru. Zalewam czystą, zimną wodą, mocno zakręcam słoiki i pasteryzuję na mokro 30 minut. Po pasteryzacji dokręcam i ostrożnie odwracam słoiki do góry dnem do ostygnięcia i wklęśnięcia zakrętki.

Nie podobało mi się to, że po pasteryzacji wciąż na dnie był nierozpuszczony cukier, dlatego następnym razem zagotuję wodę z cukrem (proporcje wydaje mi się, że 2-3 łyżki cukru na 0,5 litra wody) i zaleję na gorąco owoce w słoikach.

Co ważne przy pasteryzacji:
Różnica jest taka, że jeśli zawartość słoika jest zimna, to pasteryzuję go w ten sposób, że wkładam do garnka z zimną wodą i dopiero rozgrzewam całość. A jeśli słoiki zakręcam na gorąco (gorąca konfitura, dżem, powidła, gorąca zalewa owoców) to wkładam je do ciepłej/ gorącej wody w garnku i wtedy pasteryzuję. Woda, do której wkładamy słoiki powinna mieć podobną temperaturę co zawartość naszych słoików – żeby nam słoiki nie pękły ;)


Nie obyło się też bez urozmaicenia:
Kompot ze śliwki renklody z wanilią.
Przygotowuję jak zwykły kompot z renklody do słoików, ale zasypuję 2 łyżkami cukru, a zamiast trzeciej łyżki cukru dodaję 1 opakowanie cukru waniliowego.




Przy okazji przygotowałam kompot ze śliwki renklody „nie-słoikowy”, ale do wypicia na teraz.
Domowy kompot ze śliwki renklody
                 4 litry wody
                 3 łyżki cukru
                 ok. 15-20 śliwek renklod
                 kilka jabłek dla urozmaicenia smaku
                 1-2 cukry waniliowe

Do garnka wlewam wodę, wrzucam umyte śliwki w całości (nie pestkuję), dodaję cukier (jak ktoś chce na kwaśno, to bez cukru, też pyszny), cukier waniliowy (także można pominąć) oraz jeśli mam to kilka jabłek. Ja dałam 6 małych papierówek, umyłam je, ponacinałam nożem i wrzuciłam w całości bez obierania. Wszystko razem gotuję na małym ogniu około godziny. Po ostygnięciu najlepiej smakuje schłodzony  w lodówce, ale na gorąco razem z Mężem też uwielbiamy.










piątek, 8 sierpnia 2014

Powidła ze śliwki renklody












Uwielbiam przetwory i zapach smażonych powideł w kuchni. W domu rodzinnym zawsze w sierpniu pachniało powidłami z węgierki, a my podjadaliśmy je przy każdej wizycie w kuchni. Każdy, kto choć raz zrobi powidła pokocha ten intensywny zapach lata i smak zamykanych w słoiku szklistych owoców.

Dlatego w poniedziałek, kiedy Mama zapowiedziała, że idzie do sąsiadki zbierać śliwkę renklodę, bez wahania pojechałam do niej z pomocą. I tak oto wieczorem wróciłam z ok. 20 kg tej jasno żółtej odmiany śliwki. Nigdy nie zajmowałam się tą śliwką, moja mama również nie wkładała renklody do słoików, bo zawsze było jej za mało, a śliwka była za smaczna, by ostać się dłużej ;) Pełna energii i zapału zaglądnęłam do internetu z nadzieją, że ktoś robił już powidła z renklody, bo nie wyobrażałam sobie spożytkować ją na inne cele.  I owszem, okazało się, że powidła też  z niej robią, więc od razu zajęłam się przygotowywaniem powideł śliwkowych dokładnie w taki sam sposób jak postępuję z węgierką.  
Oto, co zrobiłam z pierwszych 5 kg.





Powidła ze śliwki renklody
                 5 kg śliwki renklody (wybierałam zarówno dojrzałe jak i zielone owoce)
                 cukier (do smaku, ja dałam ok. 100 g/1 kg owoców)
                 1 szklanka wody
                 łyżka soku z cytryny


Śliwki myję, przepoławiam i wyciągam pestki. Gotowe owoce wkładam na brytfannę (wykorzystałam zarówno przykrywkę jak i dół brytfanny), zalewam szklanką wody i zaczynam gotowanie. Początkowo na większym ogniu, a kiedy owoce się już rozgotują, to lepiej na mniejszym, żeby się nie przypalały. 

Cukier dodałam po ok. 1-2 godzinach gotowania. Początkowo dałam większą część cukru, a pod koniec smażenia resztę, ale można dać dowolnie – tylko trzeba pamiętać, że jak się doda cukier, to powidła nabierają gęstości i dużo szybciej się przypalają. Ilość cukru w zasadzie jest dowolna. Wszystko zależy od smaku jaki chce się uzyskać. Renkloda okazała się dość kwaśna, dlatego dałam ok. 80 -100 g cukru /1 kg śliwek, ale w przypadku powideł smażonych długo – płyny się wygotowują, więc cukru też daję nieco mniej. 

Sok z cytryny dodaję raczej przy początku smażenia (podobnie jak cukier po ok. 1-2 godzinach). Cytrynę można dodać, ale niekoniecznie. Sok z cytryny powoduje, że owoce zachowują dłużej swój kolor, dzięki czemu są ładniejsze i nie robią się brązowe. W przypadku dżemów i konfitur widać dużą różnicę, ale powidła tak czy siak po długim smażeniu ściemnieją, więc niekoniecznie trzeba dodawać cytrynę.


Potem już tylko smażę. Smażymy tak długo jak tylko chcemy, choć czym dłużej tym powidła są smaczniejsze. Wg starych receptur babć – co najmniej trzy dni. Ja uważam jednak, że to trzeba przełożyć na godziny, poza tym wiele zależy od siły ognia oraz rodzaju owoców. Myślę, że optymalnie smażyć około 4, 5 godzin w rozłożeniu na 2-3 dni, do osiągnięcia pożądanej konsystencji. Konsystencję, jaka powinna być po ostudzeniu przetworów, można sprawdzić biorąc powidła na łyżeczkę i wkładając tę łyżeczkę na talerzyku do lodówki na jakieś 30 minut.  Pod koniec smażenia czasami jeszcze miksuję powidła blenderem. Jak kto lubi ;)

Gotowe, gorące powidła wkładam do słoiczków, dla bezpieczeństwa przed pleśnią na wierzch wlewam łyżeczkę spirytusu (wycieram też nim zakrętkę) i mocno zakręcam. Pasteryzuję na mokro 25-30 minut. Potem wyciągam z wody i ostrożnie odwracam słoiczki do do góry dnem. Tak pozostawiam do ostygnięcia, następnie przewracam słoiki, w których zakrętki powinny być już wklęśnięte do wewnątrz -  to oznacza, że pasteryzacja przebiegła pomyślnie i słoik mocno trzyma. Jeśli któraś z zakrętek dalej jest wypukła, to słoik zagotowuję znowu, lub wymieniam zakrętkę i zagotowuję, albo zjadamy w pierwszej kolejności – wszystkie sposoby dozwolone.







Swoje śliwki przygotowałam w trzech partiach. Pierwszą partię smażyłam tylko 3,5 godziny, a to dlatego, że już nie mogłam doczekać się wkładania do słoików  pierwszych powideł i ich podpisywania. Poza tym kolejne 15 kg śliwek czekało na swoją kolejkę ;) Kolejne partie urozmaiciłam i smażyłam już po około 4,5 godziny.


Powidła z cynamonem
Jeśli ktoś lubi zimą rozgrzać się zapachem cynamonu, to podczas smażenia można dodać do powideł śliwkowych pół łyżeczki cynamonu na 2 kg owoców. Ależ powstaje aromat!


Powidła waniliowe

Waniliowej nuty do powideł można dodać z pomocą cukru waniliowego lub aromatu. Powidła są tak intensywne w zapachu, że potrzeba co najmniej 1 torebki (ok. 20g) cukru waniliowego na 1 kg owoców, a można nawet dać więcej. Cukier waniliowy dodajemy pod koniec smażenia powideł. Warto wcześniej dać mniej zwykłego cukru (np. pół szklanki mniej), bo cukier waniliowy bardzo dosładza przetwory. Zamiast cukru waniliowego można pobawić się dodaniem kilku kropel aromatu waniliowego lub prawdziwej wanilii.







piątek, 1 sierpnia 2014

Małżeństwo, Dom, Bóg...

            Od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem stworzenia bloga.  Jak widać, ostatnio to pragnienie przybrało na sile. Jestem młodą Żoną, zaledwie od roku (jeszcze niecałego) i jak wiele innych Żon odkrywam wiele pasji, miejsc, spraw, które są dla mnie całkiem nowe. Wiele blogów prowadzonych przez żony i mamy zainspirowało mnie do tego, bym i ja dzieliła się z innymi tym co dostaję i doświadczam. 
            Na tym blogu chciałabym się dzielić wszystkimi sprawami, które z mojego punktu widzenia wiążą się z byciem Żoną. To będzie moja perspektywa i to nie będzie blog monotematyczny, bo tych spraw jest bardzo wiele. Jako Żona odkryłam, że Miłość do mojego Męża to wybór, który powtarzam codziennie, a budowanie Małżeństwa to ciągła praca nad sobą i naszą relacją. Jako Żona staram się wspólnie z mym Wybrankiem tworzyć nasze życie w oparciu o Boga – naszego Przyjaciela w każdej sytuacji. Jako Żona bardzo lubię też zajmować się ‘organizowaniem’ naszego Domu, uwielbiam swoją Kuchnię i twórcze w niej przebywanie. Lubię gotować, eksperymentować, przestawiać meble czy książki po kilkanaście razy. Cóż, wygląda na to, że poruszę tu wiele spraw zarówno ‘do tańca jak i do różańca’. 




„Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem,
ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.”
Ewangelia wg św. Mateusza 5, 15



P.S. Czy nie czas, żebyś i Ty zaczął/ zaczęła dzielić się tym co masz?